poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Wirus umysłu (part 2.)


- Głowa mi zaraz eksploduje… - wymruczał, jak ze snu wybudzony, Michael. Nie do końca zdawał sobie sprawę, gdzie się znajduje i co właśnie zrobił. Rozglądając się wokół, najpierw zauważył stojącego przed nim faceta w czerwonym polarze, a dopiero po chwili drugiego, wyglądającego na nieprzytomnego, który bezwładnie tkwił w ramionach tamtego. – Co mu się stało?
- Kaaamil! – przerażony Rysiek nie musiał długo wołać swojego pomocnika. Kiedy ten usłyszał łomot wypadającego z karetki ciała Pietrka, przybiegł, nim przyjaciel go przywołał. – Weź go i sprawdź, czy żyje, ja muszę zająć się tamtym.
Kamil posłusznie przejął sanitariusza trzymając go jedną ręką, a drugą sięgając po nosze. Kładąc go na nich, próbował przywrócić sobie zimną krew – pierwszy raz był w takiej sytuacji. Uspokoił się znacznie wyczuwając dwoma palcami na tętnicy szyjnej płynącą przezeń krew. Czy oddycha? Przybliżył twarz swą do jego i wyczuł po chwili delikatny, niepewny oddech Pietrka. Dzięki Bogu! Zauważył, że materiał, z których zrobione były nosze zaczął przesiąkać krwią tuż pod głową chłopaka. Musiał się gdzieś uderzyć upadając. A może właśnie stracił przytomność, bo dostał w głowę? Tylko, czy to był wypadek, czy… spojrzał na pacjenta, którego Rysiek właśnie przywiązywał pasami do drugich noszy. Niewątpliwie, ten  świr mógł go zaatakować. Dlaczego od razu go nie przypięliśmy? Był taki spokojny, że wydawało się, że nie ma potrzeby. Błąd amatora… Pierwsza zasada sanitariusza transportującego osoby chore umysłowo – nigdy im nie ufaj! Niewiadomo, co w danym momencie sobie uroją. I mamy tu doskonały przykład… Pietrek wciąż nie odzyskał przytomności, trzeba było wezwać pogotowie. Oni na razie nigdzie jechać nie mogą.
Rysiek z niepokojem patrzył to na kolegów, to na pacjenta, niejakiego Michaela Gorsky. W końcu nie wytrzymał:
- Co tu się stało?
- Strasznie boli mnie głowa… Możesz coś na to poradzić?
- Nie. Pytam, dlaczego on jest nieprzytomny?
- A więc jest nieprzytomny? A co mu się stało?
I jak tu się z takim dogadać? Rysiek musiał wyjść na świeże powietrze, bo jeszcze chwila rozmowy z tym wariatem, a wybuchnąłby. Niewolno mu było tego robić. Podszedł do Kamila – Co z nim?
- Stabilny krążeniowo i oddechowo, ma jednak niepokojącą ranę z tyłu głowy, założyłem opatrunek, ale wciąż krwawi. Wezwałem pogotowie, będą tu za 20 minut. Myślisz, że to jego sprawka? – zapytał, wskazując głową na pacjenta.
- Pewni być nie możemy, ale tak mi się wydaje… Tym bardziej przy jego chorobie.
- Wody! Pić mi się chce! – ich rozmowę przerwał Michael wrzeszczący w niebogłosy.
- Już Cię głowa nie boli, że możesz tak głośno krzyczeć? Nie jesteś jeszcze w szpitalu. Dostaniesz wodę, jeśli powiesz, czy to Ty uderzyłeś sanitariusza.
- Kiedy ja nic nie pamiętam… Nie wiem, gdzie jestem. Przed chwilą byłem jeszcze na jakimś wielkim polu, teraz leżę przypięty pasami w jakimś aucie. O co w tym wszystkim chodzi? Wypuśćcie mnie, chcę stąd wyjść! Ratunku!!
Rysiek spojrzał znacząco na Kamila, oboje już wiedzieli, co się wydarzyło. To on zaatakował Pietrka. Kamil sięgnął po dokumentację pacjenta, stoi jak byk – schizofrenia i rozdwojenie jaźni.
- On musiał mieć atak. Kiedy sanitariusz próbował go uspokoić, ten pewnie go uderzył, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
- A teraz nic nie pamięta… Norma.

***

- Gdzie jesteście, Przyjaciele?! Dlaczego żeście mnie tu zostawili?? Skąd się wziąłem na tym polu? – Michaelowi odpowiedziała głucha cisza tętniącego żywo wiatru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz