środa, 14 marca 2012

Uzdrawiające placebo

Nieprzeciętny, delikatny głos wokalisty, tak inny i niespotykany w muzyce rockowej, niebanalne gitarowe riffy, energetyzm jaki niosą ze sobą nawet, wbrew pozorom, melancholijne utwory, mistrzowskie partie perkusyjne i niebanalne teksty. To wszystko powoduje, że nie można przejść koło ich muzyki obojętnie. O kim mowa? To…

PLACEBO – jeden z najważniejszych i najbardziej charyzmatycznych zespołów, nie tylko na europejskiej, ale i światowej scenie rocka alternatywnego.  Placebo powstałe w 1994r. w Londynie, pierwotnie tworzyli Brian Molko (wokal, gitara), Stefan Olsdal (bas) i Robert Schultzberg (perkusja). W 1996r. następuje zmiana na stanowisku perkusisty – Schultzberga zastępuje Steven Hewitt, a w 2008r. za bębnami zasiada Steve Forrest. Na ten moment w swoim dorobku mają już 6 znakomitych albumów. W Polsce mogliśmy ich zobaczyć aż 6 razy, a to rzadkie, jak na zespół tego formatu (i zarazem przykre, że inne zespoły wciąż uważają nasz kraj za zaściankowy i omijają szerokim łukiem). Ale dość suchych faktów.

Moja fascynacja Placebo zaczęła się w gimnazjum, w tym samym czasie z resztą, jak i szeroko pojętą muzyką rockową i alternatywną. Muszę przyznać, że nie wzięła się ona z nikąd. W tamtym czasie w moim życiu istniała pewna osoba, której to uczucie zawdzięczam. To ona mnie tą miłością zaraziła, a nie było to łatwe, bo do tamtej chwili otwarcie przyznawałam, że: „to gitarowe ‘brzdękolenie’ jest bezsensowne, nieznośne i w ogóle odejdź Ty mnie z tym”. O jakże się myliłam. A jak to wyglądało z Placebo?
Wystarczył jeden dzień, jedna chwila, jedna piosenka – „Without you i’m nothing”. Już po kilku pierwszych gitarowych dźwiękach – spadło TO na mnie, jak grom z jasnego nieba. Zamknęłam oczy i popłynęłam spokojnym strumieniem melodii. Nieziemski głos Briana powodował, że czułam się jak na haju. Do tej pory żaden inny zespół (poza Myslovitz) nie potrafi wyzwolić we mnie takich emocji. 




Na kolejne wydawnictwa zawsze czekałam i czekam (od ostatniego albumu „Battle for the Sun” minęły już 3 lata) z utęsknieniem i nieskrywaną ciekawością. Do jakiego świata zabiorą mnie tym razem? Co w nim zobaczę i usłyszę? Bez względu na to, czy zaskakiwali mnie, czy nie, na żadnym z albumów się nie zawiodłam. Chodzą natomiast głosy, że nareszcie w tym roku, doczekamy się kolejnego wydawnictwa Placebo. Czego powinniśmy się spodziewać, okaże się niedługo, gdy muzycy zdradzą nam kolejne szczegóły.

Dlaczego o tym piszę, zapytasz? Nie bez powodu. Moim celem jest, abyście i Wy próbowali  znaleźć sobie kogoś takiego w życiu, kto będzie Was inspirować, kto pomoże w wykreowaniu własnego gustu muzycznego, jeśli wciąż szukacie tej właściwej ścieżki. A może sami stajecie się dla innych inspiracją? Jeśli tak jest, gratuluję. Bo to ogromny, rzadko spotykany dar, którego można tylko pozazdrościć. 

I obowiązkowo PIOSENKA NA DO WIDZENIA.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz