poniedziałek, 19 marca 2012

Wirus umysłu (part 1.)


- I po co nam to było?! – wrzasnął Malander na swoich równie mocno wystraszonych towarzyszy. Każdy z nich miał rozbiegany wzrok i trzęsące się dłonie, tylko jedna postać zdawała się pozostać spokojna i o zdrowych zmysłach – to Michael, nic nie było w stanie wyprowadzić go z równowagi. A przynajmniej jemu samemu tak się wydawało.
- Co my tu właściwie robimy? Może mi ktoś wyjaśnić? – Strach zaczął ustępować miejsca wściekłości, a Maszka słynął ze swej niecierpliwości.
- Gdybym wiedział, to już dawno by mnie tu nie było. – mruknął ponuro Meltis wpatrując się w szarą przestrzeń zaoranego pola, gdzieś na końcu świata.

***

Kamil z Ryśkiem, byli jeszcze dobre 50 km przed szpitalem, kiedy z paki karetki dobiegł niepokojący trzask.
- Co to było? Zatrzymaj się, lepiej sprawdzę. – powiedział Kamil, ale Rysiek go uspokoił – Daj spokój, nie panikuj. Pewnie tylko coś spadło. Od opieki nad tym świrem mamy sanitariusza, w końcu za coś mu płacą, nie?
- Pietrek, jak tam sytuacja? Wsyśko w poządecku? - Odpowiedziała mu grobowa cisza. – Pietrek! Nie śpij, mówta co się dzieje? – I tym razem nie doczekał się odpowiedzi. Rysiek nie zwlekał dłużej z postojem, wysiadł, otworzył pakę i w tym momencie prosto w jego ramiona wpadł niedający znaku życia sanitariusz. W kącie karetki siedziała skulona postać wgapiająca się w przerażonego kierowcę nienaturalnie wielkimi ślepiami o błędnym wzroku…
Cdn.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz